Sprawdź NIP, REGON i KRS firmy MEDIA PLANET S.C. MARTA FREJ,MARIUSZ FREJ. Przeczytaj opinie jej klientów. Dowiedz się jakie są powiązania pomiędzy firmami. Dane z rejestru REGON.
Marta Justyna Frej (ur. 26 marca 1973 w Częstochowie) [1] – polska malarka, ilustratorka i animatorka kulturalna. Prezeska zarządu Fundacji Kulturoholizm z siedzibą w Częstochowie [2] [3]. Jest współzałożycielką i koordynatorką (wraz z Tomaszem Kosińskim) Klubu Krytyki Politycznej w Częstochowie [4] .
2023-03-23 - Explore Justine's board "Marta Frej" on Pinterest. See more ideas about śmieszne, memy, zabawne memy.
Marta Frej to autorka feministycznych memów, teraz rysowniczka zachęca do masturbacji w kampanii Anji Rubik #SEXEDPL. "Z aut najbadziej lubię autoerotyzm, w przeciwieństwie do aut nie zanieczyszcza powietrza."
Sklep internetowy i pracownia ul. Świętojańska 90, 81-388 Gdynia tel. 730 998 477 mail. martafrejsklep@gmail.com Sklep stacjonarny ul. Świętojańska 100 c, 81-388 Gdynia
Marta Frej * 2 ZDJĘCIA Babcia Wandzia, mama mojej mamy, właśnie przeszła na emeryturę i zgodziła się zajmować mną, kiedy rodzice byli w pracy. W ten prosty sposób, dzięki mojej
Puszczamy się kiedy chcemy. Następny obrazek . Udostępnij. 1. Różnica pokoleń. Prosto z serca. Małgośka mówią mi. Wieczór z chłopakiem. Czasy się zmieniają.
Taki zbieg okoliczności jeszcze się nie zdarzył: artystka wieszająca w piątek 2 listopada swoją pracę w Wejściówce, redakcyjnej galerii ?Gazety Wyborczej?, 3 listopada zaczyna swoją wystawę także w Muzeum Częstochowskim, a dokładnie - w Centrum Promocji Młodych.
23 stycznia w Warszawie odbyło się spotkanie, w którym wziął udział wicepremier, minister kultury i dziedzictwa narodowego Piotr Gliński, prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski i przewodniczący
Dzień dobry, chciałam przypomnieć, że nasz sklep ubiega się o tytuł najlepiej zaprojektowanego wnętrza. A to wszystko w ramach kolejnej edycji konkursu organizowanego przez PPNT Gdynia | Centrum
L16zu1V. Częstochowa i podobne ośrodki tkwią w kulturalnej niszy – nie tylko z powodu braku sztuki wyrywającej się na ulice miasta, lecz także niedostatku galerii, z których mogłaby się ona wydostać. W jaki sposób organizacja wydarzeń takich jak festiwal Arteria może zmienić ten stan rzeczy?Festiwal Sztuki Arteria, który już czwarty rok z rzędu odbył się w Częstochowie, to bez wątpienia jedno z najważniejszych wydarzeń artystycznych tego miasta, kojarzonego najczęściej z celem pielgrzymek. Pomysłodawcami i dobrymi duchami całego przedsięwzięcia są Tomasz Kosiński i Marta Frej, założyciele Fundacji Kulturoholizm, która w dużym stopniu przyczyniła się do upowszechniania sztuki i podjęcia dyskusji o jej miejscu w częstochowskiej przestrzeni publicznej. Z bardzo dobrym skutkiem: z edycji na edycję Arteria cieszy się coraz większym zainteresowaniem publiczności i artystów. Jak to się dzieje, że jednak się dzieje? Częstochowa to miasto wzbudzające ambiwalentne uczucia – z jednej strony Jasna Góra przyciąga atmosferą, która sprzyja pewnemu rodzajowi duchowych poszukiwań i odkryć, z drugiej, nie można oprzeć się wrażeniu pewnej stagnacji i przewidywalności tej przestrzeni, co grozi permanentną nudą. Przemierzając centrum Częstochowy, można zauważyć, że żyje ono własnym, stabilnym, nieco usypiającym rytmem. Teoretycznie nie dzieje się nic – Aleje spowite są poranną mgłą, a ulice raz po raz wypełniają tłumy, tylko po to, by za chwilę w rytm zapalanego zielonego światła na przejściu dla pieszych szybko je opuścić. Ta rozbieżność wrażeń sprawia, że Częstochowa staje się interesującym miejscem do działań artystów w miejskiej przestrzeni, które wybudzają mieszkańców z kulturalnej śpiączki. W tym roku służył temu RUMB – mobilna platforma miejska przewożona na tuzinie rowerów. Zorganizowany w niej panel dyskusyjny z udziałem Marty Frej, Tomasza Kosińskiego, Aleksandra Wiernego, Adama Mazura, Igora Stokfiszewskiego, Stanisława Rukszy i Kuby Szredera rozbudził pytania o miejsce Częstochowy na kulturalnej mapie Polski. Zaproszeni do dyskusji goście zgodnie stwierdzili, że gdyby nie Festiwal Sztuki Arteria, trudno by im było znaleźć powód, aby przybyć pod Jasną Górę. Dlaczego? Ponieważ bardzo rzadko można zetknąć się w tym mieście z działaniami, które wpisywałyby się w najnowsze definicje sztuki współczesnej. Tymczasem Arteria, goszcząc w tym roku tak znakomitych artystów jak Łukasz Surowiec, Konrad Zduniak, Paweł Hajncel, Paulina Poczęta, Jacek Adamas, Szymon Motyl, Natalia Romik czy Egon Fietke, stawia przede wszystkim na interdyscyplinarność i różnorodność, starając się przybliżyć publiczności jak najpełniejszy obraz tejże sztuki – stąd też wiele miejsca poświecono performance’om, grafice, video czy instalacjom, nie zapominając również o koncertach i warsztatach przeznaczonych dla młodej publiczności. Działania zaproszonych twórców rozsiane były po całym centrum Częstochowy, zachęcając do prywatnych poszukiwań i ponownego odkrywania miejsc, na które na co dzień nie zwraca się uwagi. Niczym wirusy rozsiane po całej miejskiej tkance, prace zmuszały do zatrzymania albo spojrzenia w górę, tak jak działo się to w przypadku instalacji Szymona Motyla „Dachowce”. Artysta umieścił na dachu jednego z budynków skonstruowane przez siebie czarne koty, które stały się „cichymi obserwatorami” mieszkańców Częstochowy. Jak podkreśla twórca, dachowce potrafią przetrwać w wybranym przez siebie środowisku bez opieki człowieka. Podobnie dzieje się według niego w przypadku sztuki ulicznej – wypuszczona w miasto, może stać się jego nieodłącznym elementem. Tak też się stało w przypadku tego projektu. Artysta, odwołując się do starożytnej symboliki, w której kot oznaczał strażnika domu, sprawił, że przygnębiający, szary budynek zyskał nową, estetyczną jakość. Rzucił wizualne wyzwanie odbiorcom, pragnąc, by niewinny symbol zwierzęcia stał się dla nich sposobem na oswojenie przygnębiającej przestrzeni. I to się udało – „Dachowce” cieszyły się ogromnym zainteresowaniem publiczności, która domaga się ich powrotu w przyszłym roku. Szymon Motyl, „Dachowce”, Fot. Dariusz Dąbrowski Konsumpcjonizm, bieda i memy Prawdziwe oblężenie przeżywała również ustawiona na placu Biegańskiego instalacja Jacka Adamasa „Clerks”. Artysta zaprojektował i samodzielnie skonstruował supermarketowy wózek. Teoretycznie nie byłoby w nim nic zaskakującego, gdyby nie jego wielkość. Publiczność mogła „zapakować się” do środka i stać się przez chwilę towarem i jednocześnie elementem przedsięwzięcia krytycznego wobec bezmyślnego konsumpcjonizmu. Jak trafnie zauważył Deyan Sudjic, dyrektor Design Museum w Londynie, w błyskotliwym eseju „Język rzeczy. Dizajn i luksus, moda i sztuka. W jaki sposób przedmioty nas uwodzą?”, nigdy wcześniej tak wielu z nas nie miało aż tylu rzeczy co teraz, choć robimy z nich coraz mniejszy użytek. Co jednak najważniejsze: nigdy też nie były one tak duże, ponieważ „spuchły”, dostosowując się do epidemii otyłości, która dotyka większość zachodnich kultur. „Domy, w których spędzamy tak niewiele czasu, są wypełnione przedmiotami (…). Mamy ergometry, na których nigdy nie ćwiczymy, stoły, przy których nigdy nie jadamy, kuchenki, na których nie gotujemy. To nasze zabawki. Niosą nam ukojenie w nieustannej presji zdobywania na nie pieniędzy i sprawiają, że – w pogoni za nimi – dziecinniejemy” [1] – konstatuje Sudjic. Owa atmosfera zdziecinnienia towarzyszyła publiczności, która z chęcią „pakowała” się do wózka, traktując mimowolnie instalację Adamasa jako zapowiedź zabawy i przyjemności. Taka atmosfera towarzyszy zakupom i chwilowemu zaspokojeniu potrzeb, które przez konsumpcjonizm, produkujący nieustannie nowe pragnienia, nigdy nie będą ostatecznie zaspokojone. W zupełnie innym tonie utrzymana była realizacja Łukasza Surowca „Śpiewcy”. Jak opowiadał o swojej pracy artysta, projekt ten zakładał skonstruowanie urządzeń składających się z mikrofonów stetoskopowych i głośników, które podczas kontaktu z ciałem rejestrują odgłosy wydawane z wnętrza organizmu, takie jak oddychanie czy przełykanie śliny. Zostały one przekazane na czas trwania Arterii osobom żyjącym w skrajnym ubóstwie, w tym także bezdomnym i żebrakom. Surowiec, rejestrując organiczne dźwięki, oddawał głos ludziom wyrwanym ze społecznego kontekstu, spychanym na co dzień na margines wszelkiego dyskursu. Publiczność aktywnie obserwowała działania artysty, choć wzbudzały one także niepokojący dystans. Podświadomy lęk związany z biedą i bezdomnością sprawia, że trudno było widzom utożsamić się z całym bagażem negatywnych doświadczeń, jakie niosą one ze sobą. Czy akcja Surowca może przynieść pozytywne skutki jej bohaterom? Bez wątpienia tak, pod warunkiem, że to widz wykona pierwszy ruch i zechce im w jakikolwiek sposób pomóc. Krótkotrwałość działań artystów w ramach kulturalnych imprez często prowadzi do pytania, czy rzeczywiście mogą one przyczynić się do realnych, społecznych zmian. Dźwiękowy akcent miały również działania Konrada Zduniaka, który stał się prawdziwą grającą szafą, wykonując swoim niezwykłym, zmysłowym głosem utwory proponowane przez publiczność. Tymczasem Marta Frej dementowała za pomocą swoich „Memów” obowiązujące, społeczne trendy, sprowadzające ciało do konsumpcyjnego bytu i naruszające fizyczną autonomię jednostki. Artystka tworzy błyskotliwe rysunki, okraszone równie błyskotliwymi komentarzami, które trafnie diagnozują współczesną rzeczywistość, uzależnioną od idealnego ciała, Facebooka i iPhone’a. Realizacje z napisami „Puszczamy się, kiedy chcemy”, „Z aut najbardziej lubię autoerotyzm” lub „W torebce zawsze noszę szminkę, lusterko i mnóstwo wątpliwości”, na których widnieje wizerunek rozemocjonowanej Coco Chanel, to memy-manifesty. Frej bacznie obserwuje kobiety, które pomimo wyzwalającej energii feminizmu ponownie zostały uwięzione w przestrzeni własnej fizyczności, kształtowanej przez media, politykę, religię i przede wszystkim kulturę, panicznie obawiającą się zmarszczek – objawu „choroby” starzenia się. Zwraca uwagę na ich współczesne dylematy, miotanie się pomiędzy cielesną wolnością a zniewoleniem, jakim jest kuszący mit urody i wiecznej młodości. Marta Frej, „Memy”, Fot. Dariusz Dąbrowski Akcje i interwencje Częstochowski Festiwal Arteria to przedsięwzięcie, które skłania do zastanowienia się nad ideą miasta, stającego się, jak zauważa Ewa Rewers, metaforą współczesnego życia. Jak twierdzi badaczka, jeśli w ogóle potrafimy nazwać relację między miastem a sztuką, to nie jest nią z pewnością analogia czy podobieństwo [2]. To raczej relacja zależności: artyści, ingerując w miejską przestrzeń, starają się wytwarzać własne jej wizje, najczęściej krytyczne w stosunku do miejsc i strategii życia mieszkańców, dążąc do zmiany ich mentalności. Jednakże krótkotrwałość ich działań w ramach kulturalnych imprez często prowadzi do pojawienia się pytania, czy rzeczywiście mogą one przyczynić się do realnych, społecznych zmian. Czy oprócz zaciekawienia i zapewnienia chwilowego odpoczynku od szarej codzienności mogą dokonać transformacji? Łukasz Surowiec, „Śpiewcy”, Fot. Dariusz Dąbrowski Na te pytania trudno jest udzielić jednoznacznych odpowiedzi, choć tego typu wydarzenia przyciągają coraz więcej odbiorców. O tym, że sztuka nie powinna być „więziona” tylko w higienicznych przestrzeniach galerii czy muzeów i że powinna po prostu wyjść do ludzi, mówi się już od dawna. Zasadniczą różnicą pomiędzy wystawą a działaniami artystów w przestrzeni publicznej jest bezpośredni dostęp do nich. Powodują one chwilowe zatrzymanie wzroku, czasami ostrą dyskusję, ale na pewno nie obojętność. Festiwal Sztuki Arteria próbuje wyrwać miasto z kulturalnej niszy, w jakiej tkwi ono od dłuższego czasu. W Częstochowie zresztą brak jest nawet owych galerii, z których można by wyjść i które proponowałyby coś więcej niż tylko ekspozycje miejscowych twórców. A co najważniejsze, brak jest również kuratorów, którzy mogliby nadać instytucjom kultury bardziej dalekosiężny kierunek działania. Spoglądając na reakcje częstochowskiej publiczności – jeszcze dwa lata temu obserwującej rozwój festiwalu z przymrużeniem oka – można zauważyć, że działania Tomasza Kosińskiego i Marty Frej przynoszą ich odbiorcom wiele korzyści. Arteria pozwala choć na chwilę zakłócić miejskie rytuały, którymi bez wątpienia są szybkość, nadmierny, rozpraszający hałas, unikanie wchodzenia w relacje z ludźmi mijanymi pospiesznie, w permanentnym braku czasu. Festiwal ten służy zarówno integracji, jak i wyrobieniu umiejętności krytycznego myślenia, wyzwalającego z obojętności. A co najważniejsze, przyczynia się do odmiany wizerunku miasta, które być może przestanie być w końcu utożsamiane tylko z Jasną Górą. Przypisy: [1] D. Sudjic, „Język rzeczy. Dizajn i luksus, moda i sztuka. W jaki sposób przedmioty nas uwodzą?”, Kraków 2013. [2] E. Rewers, „Miasto w sztuce – sztuka miasta”, Kraków 2010. Festiwal: Festiwal Sztuki Arteria, Częstochowa, 10–14 września 2014. Skoro tu jesteś... ...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności. Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców! tutaj możesz dołączyć do grona naszych comiesięcznych Darczyńców tutaj możesz wesprzeć nas na Zuzanna Sokołowska (ur. 1982) historyczka i filozofka. Współpracuje z Polskim Portalem Kultury i dwutygodnikiem „artPapier”. Publikowała także na łamach „Arteonu”, „Rity Baum” oraz czasopisma kulturalnego „Fragile”.
Ośrodek Działań Artystycznych zaprasza na wystawę Marty Frej Memy Wernisaż: 17 października 2014, godz. 19:00; ODA, ul. Sieradzka 8 wystawa czynna do 16 listopada 2014 r. Ćwiczenia z oswajania Memy to bez wątpienia jedna z najpopularniejszych form aktywności internautów, którzy za pomocą ikonicznych obrazów oraz błyskotliwych, miejscami ironicznych tekstów komentują otaczającą rzeczywistość. Etymologia słowa „mem” pochodzi od greckiego słowa mimesis, które oznacza naśladownictwo. Pojęcie memu zostało wprowadzone do językowego obiegu przez Richarda Dawkinsa, który zdefiniował je w kultowej już książce „Samolubny gen”, traktując je jako powielanie. Tymczasem Glen Grant, odwołując się do kulturowych zachowań, określa mem jako zaraźliwy wirus, pewien wzorzec informacji, powielany przez ludzkie umysły. Mem istnieje tylko wtedy, kiedy zostaje powielony, odtworzony, co sprawia, że cała przekazywana ludzka wiedza staje się według badacza memetyczna. Internet bez wątpienia sprzyja rozpowszechnianiu, jak i naśladownictwu. Marta Frej, poszukując inspiracji do swoich artystycznych działań, postanowiła przenieść tą popularną formę komentowania społecznych wydarzeń na teren sztuki. W ten oto sposób powstały rysunki, których wzorzec opiera się na zdjęciach i obrazach znalezionych w sieci. Frej okrasza je soczystymi, pełnokrwistymi komentarzami, które trafnie diagnozują kulturowe mechanizmy zachowań, oraz sposobów myślenia, choć w głównej mierze dotyczą one sfery kobiecości, jak i recepcji ciała. Dla artystki jej własna, memetyczna działalność stała się formą terapii. Frej oswaja swoją fizyczność, której nie chce dopasowywać do powszechnie panujących kanonów piękna, jak i wszechpanującego mitu urody, wykluczającego zmarszczki, cellulit oraz wszelkie inne formy naturalnego, fizjologicznego starzenia się organizmu, będącego postrachem współczesnych kobiet. Ciało stało się bytem konsumpcyjnym, uwięzionym przez kategoryzujące je spojrzenie. Frej wyrywa kobiecość ze społecznego kontekstu, delikatnie rozwiązując wstążki gorsetu piękna, zaciskającego się na piersiach, pozwalając ciału w końcu swobodnie oddychać. Jej realizacje kipią wyzwoloną seksualnością, która jej w pracach przyjmuje rolę bezpośredniego komunikatu. Artystka próbuje określić status współczesnych kobiet, uzależnionych od modowych, jak i urodowych blogów, Instagrama, w którym rządzi bezmyślne „selfie”, oraz własnych, podświadomych kompleksów, które starają się zniwelować za pomocą markowego podkładu, diety, najlepiej wegańskiej, oraz torebki Michaela Korsa. Realizacje z napisami „Puszczamy się, kiedy chcemy”, „Z aut najbardziej lubię autoerotyzm” lub „W torebce zawsze noszę szminkę, lusterko i mnóstwo wątpliwości”, na którym widnieje wizerunek rozemocjonowanej Coco Chanel, to memy-manifesty, które trafnie diagnozują żeńską sferę doświadczeń. Z jednej strony kobiety stały wyzwolone, otwarcie mówiące o swoich pragnieniach i doświadczeniach, z drugiej, uwięzione są nadal we własnej fizyczności, narzuconej przez reżim nigdy nie starzejącego się ciała. Frej jest bystrą obserwatorką, obnażającą słabości współczesnego świata, któremu artystka złośliwie podkłada nogę. Rzeczywistość zaczyna się chwiać na niebotycznie wysokich obcasach, gubiąc po drodze sztuczne rzęsy i za ciasno opinającą bieliznę. Błyskotliwe i świetnie narysowane memy Frej zmuszają do myślenia, jak i zrewidowania własnych poglądów na temat fizyczności oraz stereotypów, które naruszają cielesną autonomię jednostki. Jej realizacje to wizualny bodziec do powiększania przestrzeni wolności, która nieustannie ograniczana jest przez politykę, religię oraz media. Zuzanna Sokołowska Marta Frej Ur. Częstochowa Studia: ASP w Łodzi (dyplom 2004) Asystentka w pracowni rysunku i malarstwa prof. M. Czajkowskiego na ASP w Łodzi (2005-2009) Malarka, animatorka kulturalna, prezeska Fundacji Kulturoholizm, mama Maćka, współzłożycielka Klubu Krytyki Politycznej w Częstochowie. Obecnie pracuje w Centrum Promocji Młodych w Częstochowie. Ważniejsze wystawy: 6 Krajowa Wystawa Malarstwa Młodych we Wrocławiu 2005 „M-Łódź identyfikacja” Miejska Galeria Sztuki w Łodzi 2005 Galeria „Arsenał” w Poznaniu 2005 Galeria „Wozownia” w Toruniu 2006 Austriackie Forum Kultury „Nowy podział pracy-niematerialna versus niewolnicza” Warszawa 2007; „Bielska Jesień 2007” BWA w Bielsku Białej; 22 Festiwal Polskiego Malarstwa Współczesnego Szczecin 2008; „Sweet in Art” Galeria Sztuki w Legnicy 2009 10 Międzynarodowy Jesienny Salon Sztuki „ Homo Quadratus Ostroviensis” 2010 II Międzynarodowy Konkurs Malarski Przestrzeń Publiczna-Konteksty Poznań 2010; „Animalis 2011 „ Drugie Triennale Malarstwa, Galeria MM Chorzów; „aTrakcja” 2011 projekt autorski Tomasza Kosińskiego i Marty Frej, zrealizowany w trakcie 8 Nocy Kulturalnej Częstochowa; „ – PIERWSZY STRZAŁ” 2011 projekt zrealizowany w Częstochowie; „BielskaJesień2011” BWAwBielskuBiałej. „ – DRUGISTRZAŁ” Częstochowa 2012 „…wir fahr´n nach Lodz! „ Norymberga, Stuttgart, Lipsk, Kolonia ,Hamburg 2012-2013 „Osiem kobiet” Konduktorownia Częstochowa 2013 II Biennale Sztuki „ Koniec człowieka” Piotrków Trybunalski „Kondycja współczesnego człowieka” Aspekty 2013 Ośrodek Promocji Młodych Łódź „ „Workers Of The Artworld Unite” Kronika Bytom 2013 Galeria Szara Cieszyn 2014 Wystawy indywidualne: Gaude Mater Częstochowa 2012 Centrum Promocji Młodych Częstochowa 2012
Kobiety są kategoryzowane na madonny-dziewice i diablice-dziwki. Jedne mają się mężczyzną opiekować, a drugie go podniecać - artystka Marta Frej w rozmowie z Sarą Komaiszko mówi o tym jak przekuwać stereotypy na źródło własnej siły. Mem jako środek przekazu w walce o prawa kobiet – tego wcześniej nie było. Dlaczego wybrałaś właśnie memy?To wydarzyło się przez przypadek. Dostałam w prezencie tablet graficzny i chciałam nauczyć się na nim rysować. Narysowałam Pana Darcy’ego, z pierwszego z brzegu zdjęcia. Chcąc sprawdzić, jak będzie mi się pisało na takim tablecie, dodałam do rysunku tekst - pierwszą myśl, jaka przyszła mi do głowy: ,,Lubię kobiety zadbane intelektualnie’’. Wrzuciłam obrazek do sieci... I bardzo zdziwił mnie odzew. Co Cię zdziwiło?Wcześniej, gdy zamieszczałam na Facebooku zdjęcia swoich obrazów, dostawałam kilka komentarzy w stylu ,,piękne’’, ,,wspaniałe’’, ,,cośtam’’. Nic osobistego. Natomiast gdy pojawił się tekst, ludzie zaczęli się angażować - pisać, co oni sądzą na ten temat, albo jak to jest u nich, jak oni to widzą. Zaczęłam dostawać historie. Całe narracje! Dla mojego plastycznego umysłu było to inspirujące. Im więcej grafik z tekstem publikowałam, tym więcej dostawałam historii. Nawiązywały się dyskusje, interakcje, relacje. Zaczęło mnie to bardzo wciągać. Uwiodło mnie to, że mogę narysować wszystko co tylko chcę......i napisać!Tak! Tekst jest najważniejszy. Rysunek jest tylko papierkiem od cukierka. Jest kolorowym kwiatem, który ma przyciągnąć pszczołę - wzrok - sprowokować, żeby na nim usiadła. Przekonałam się, że każdy tekst może być rozumiany na tysiąc różnych sposobów. Czasami w zupełnie inny sposób niż bym sobie życzyła. Na początku jeszcze nie miałam świadomości jak dużą mam siłę przekazu, ale poczułam niesamowity potencjał. Postanowiłam wykorzystać go do opowiadania o tym, co mi się nie podoba, w zabawny, ironiczny sposób. Żeby to było lekkie, żeby się memów ,,Jestem silna, bo’’ w mediach społecznościowych dała głos tysiącom kobiet w „Jestem silna, bo” celowo postawiłam się w roli tuby. Nie tworzę, tylko nagłaśniam cudze historie. Ten projekt, który trwa już od ponad roku, jest dla mnie ważny. Bywa ciężarem, bo nie przewidziałam, że zostanie mi powierzone tyle kobiecych historii, i że będą one aż tak traumatyczne. Czasami po przeczytaniu jednego maila, zanim zabiorę się za rysowanie, muszę odczekać kilka dni, bo nie stać mnie na to emocjonalnie. Ja te wszystkie historie noszę w sobie. W mojej skrzynce mailowej czeka na mnie ponad tysiąc opowieści to się stało, że prywatne historie kobiet trafiły na fejsbukowe memy?Na początku sama byłam bohaterką swoich memów. I trochę byłam już zmęczona tym, że stoję na pierwszym planie. Chciałam usłyszeć historie innych, popatrzeć na świat z innych perspektyw. Od kilku lat poruszam się w obszarze mediów społecznościowych i widzę, że w Polsce rośnie poziom hejtu i nietolerancji. Od kilku lat dostaję setki głosów kobiet, które mówią o tym, jak trudno im poradzić sobie z presją i oczekiwaniami. Dlatego zrobiłam wraz z nimi „projekt mocy”, w którym każda i każdy - bo do projektu dołączyli również mężczyźni - ma prawo uznać się silną lub właśnie dzięki temu, że w Twoich memach jest tyle humoru i ciepła, udało Ci się wprowadzić feminizm do polskiej popkultury. Ludzie czują, że Twoje prace płyną z serca, że nie mają do czynienia ze stereotypową wojującą tak, bardzo dobrze znam stereotyp wojującej feministki. Jednak nigdy żadnej nie widziałam na oczy. (Śmiech).Jak można ten stereotyp odczarować?Jest to pewne wyobrażenie, być może wywodzące się z czasów sufrażystek, które zwłaszcza w Anglii rzeczywiście narażały życie w walce o prawa obywatelskie. Organizowały zamachy terrorystyczne, głodowały się, siedziały w więzieniach, wydarzyło się mnóstwo dramatycznych historii. Faktycznie, były to wojujące feministki. W Polsce nie miało to aż tak drastycznego charakteru, ale to, co dziś dla nas jest normalne, czyli na przykład prawo do głosowania, też musiałyśmy sobie wywalczyć. Nie dostałyśmy go, bo pewnego dnia jakiś facet postanowił nam je przyznać. Nie widzę nic złego w określeniu ,,wojująca feministka’’. Żeby coś uzyskać, czasami trzeba jakiej kondycji jest feminizm dzisiaj w Polsce?Trudno jest mi powiedzieć, bo otaczam się ludźmi podobnymi do mnie. Choć staram się obracać w różnych kręgach, zdarza mi się czasami sięgnąć po prawicową prasę, żeby mieć wgląd w pewną całość. Jednak żyję w swojej bańce, w domu z dwoma feministami. Ale wiem, że ta bańka nie odzwierciedla całej zresztą zilustrowałaś w jednym ze swoich memów: kobieta siedząca na drzewie, mówiąca ,,Jak ja nie cierpię feministek’’ odcina gałąź, na której Mimo to mam wrażenie że dzisiaj samo słowo ,,feminizm’’ jest traktowane bardziej przychylnie niż kilkanaście lat temu. Zdaję sobie jednak sprawę, że konserwatywniejemy jako społeczeństwo. Feminizm jest w odwodzie. To, że 12 procent opozycji weszło po ostatnich wyborach do parlamentu, w tym 16 kobiet z Kongresu Kobiet, to jest najjaśniejszy promyk słońca. Chciałabym, żeby silne i pewne siebie kobiety były widoczne w parlamencie, żeby zabierały głos, wiedziały o czym mówią i dawały przykład innym kobietom, że polityka to ich miejsce. Jestem zdania, że kobiet w polskiej polityce jest cały czas za mało. Wciąż nie mamy parytetu trzydziestu dwóch procent, więc o czym to świadczy? O tym, że tak naprawdę wcale nie mamy reprezentacji. Nie uważam, że system kwotowy jest idealnym rozwiązaniem, ale na początku jest konieczny, żebyśmy się przyzwyczaiły i przyzwyczaili, że kobiety są w polityce. Niestety Polska PISu jest bardzo patriarchalna. Takie działania jak klauzule sumienia, utrudnianie dostępu do antykoncepcji lub edukacji seksualnej, wypychanie kobiet z rynku pracy - to są takie pełzające zmiany, które na dłuższą metę będą bardzo szkodliwe dla społeczeństwa. Społeczeństwa, które od 25 lat ma jedną z najbardziej restrykcyjnych ustaw antyaborcyjnych w Europie. Co będzie dalej?Na Zachodzie słynny slogan ,,girl power’’ pojawił się w punkowych zinach już na początku lat 90-tych. O czym świadczy to, że w Polsce kobieta w mainstreamie otwarcie mówi ,,jestem silna’’ 30 lat później?W latach 90-tych, czyli po transformacji systemowej, Polska niemalże od razu wskoczyła na poziom najbardziej krwiożerczego kapitalizmu. Ta forma rozwoju gospodarczego jest bardzo mocno związana z polityką i sytuacją kobiet, i już trzydzieści lat temu pisały o tym amerykańskie feministki. Drugim czynnikiem jest rola Kościoła, który podczas transformacji zyskał ogromne zaufanie społeczne, będąc największym sprzymierzeńcem opozycji. Efektem tego był konkordat, zapewniając kościołowi bardzo silną pozycję. Polskie kobiety od lat tkwią w tym klinczu, między kapitalizmem widzącym w nich jedynie konsumentki, a polskim kościołem, dla którego są podręcznymi. Na szczęście w drodze do równości, a co za tym idzie, wolności wyboru, nikt nie jest w stanie zatrzymać nas, Polka ma mówić o swojej sile? Archetypem kobiecości jest Matka Boska, zawsze o to, żeby uwspółcześniać przekazy. Archetypy mają nam służyć i nas wzmacniać, a nie więzić i ograniczać. Świat się zmienia, zmienia się nasza świadomość i potrzeby. Wzorce kiedy fotografujesz się z aureolą niczym Madonna, to jest to uwspółcześnianie przekazu?Urodziłam się w Częstochowie, mieście, gdzie znajduje się jedno z największych sanktuariów maryjnych w Europie. Kult Matki Boskiej towarzyszy mi więc od zawsze. Jestem ateistką, ale uważam, że to cudownie, że ludzie wierzą, jest to dla nich na pewno źródło siły. Jako ateistka też jestem zanurzona w kulcie maryjnym, ukształtował moją estetykę i niezmiennie fascynuje. Od dziecka oglądam pielgrzymki milionów ludzi przychodzących do obrazu kobiety, a przecież jestem kobietą i malarką. Jako artystka daję wyraz temu, co siedzi w mojej głowie. Igram z tym wizerunkiem, ponieważ uważam, że ten kult jest bardzo powierzchowny. Bo czczenie kobiety powinno polegać na tym, że dajemy jej wolność, że przede wszystkim jej ufamy, że traktujemy ją jako partnerkę, jako pełnoprawnego człowieka, odpowiedzialną i samodzielną. Ja jako kobieta nie czuję się w Polsce szanowana. I w taki sposób sądzisz, dlaczego u kobiet identyfikacja z ciałem jest tak silna? Czy to przez traumy związane z bolesnymi miesiączkami, porodami, cesarskim cięciem, rakiem piersi? Starzeniem się? Liczenie kalorii, zmarszczek i siwych włosów to raczej kobieca mężczyzna starzejąc się nie przestaje być widoczny. Po prostu się starzeje. Dla niego kwestia siwych włosów lub większego brzucha nie jest aż tak istotna, ponieważ dalej pracuje, ma władzę, nie jest bezużyteczny. Jest człowiekiem. Natomiast kobiety jeszcze dwieście lat temu nie mogły studiować, dysponować swoimi pieniędzmi, były własnościami swoich mężów. Za to od wieków mówiono nam, że jesteśmy piękne. Że jesteśmy ,,zniewalające’’. Jedyną pozorną władzę dawała nam przyjemna powierzchowność. I do dziś wiele kobiet żyje w przekonaniu, że ich sukces zależy od tego jak wyglądają. Skoro ta przepaść rozwojowa między kobietami a mężczyznami trwała tysiące lat, to zanim do nas wszystkich dotrze, że wygląd nie jest przepustką do godnego życia, musi trochę czasu minąć. Niestety wciąż aktualne jest patriarchalne spojrzenie na kobietę, która ma być ładna, młoda, wdzięczna, ale tylko wtedy, kiedy ma być seksowna, bo kiedy ma być matczyna i opiekuńcza, to ma już nie być seksowna. Kobiety są kategoryzowane na madonny-dziewice i diablice-dziwki. Jedne mają się mężczyzną opiekować, a drugie go podniecać. I to zaspokaja wszystkie potrzeby człowieka - mężczyzny. Jak to kiedyś powiedział jakiś facet, kobieta przydaje się mężczyźnie na każdym etapie życia: jako dziecko potrzebuje on matki, gdy dojrzeje - kochanki, a na starość pielęgniarki. I to wciąż jest model, który funkcjonuje. Wystarczy popatrzeć na statystyki podziału obowiązków domowych i opiekuńczych w polskich czym polegają Twoje warsztaty, które prowadziłaś między innymi w Londynie wraz z trenerką Beatą Ostrowską i Academią Kreatywności?To wariacja na temat projektu ,,Jestem silna, bo’’. Działam intuicyjnie, Beata jest wykwalifikowaną trenerką, która wykorzystuje metodę Nonviolent Communication Marshalla Rosenberga, by uczyć bezprzemocowej, skutecznej komunikacji. Czyli połączenie serca i artystka postanowiła zostać terapeutką?Te warsztaty to są próby, poszukiwania, spotkania z kobietami. Pomysł narodził się, gdy poznałam Beatę w szkole trenerskiej, którą ukończyłam, żeby mądrze pożytkować emocje, które rodzą się we mnie podczas pracy z ludźmi. Z jednej strony jest to paliwo dla mnie jako dla artystki. Ale jestem osobą wysoko wrażliwą i bardzo dużo mnie to kosztuje. Ukończyłam więc szkołę trenerską, żeby dostać narzędzia do radzenia sobie z własnym stresem i lękiem. Pozostaję jednak wciąż artystką wizualną, jeśli moje działania mają dla kogoś wartość terapeutyczną, to szalenie się cieszę, ale terapeutką na pewno nie przeżyłam bardzo transformujące spotkanie ze swoją 73-letnią babcią, która po ponad pięćdziesięciu latach całkowitego podporządkowania się tradycyjnemu modelowi rodziny, nagle zaczęła mówić, że ,,chce wreszcie żyć własnym życiem’’. Pobudziło mnie to do retrospekcji i odkryłam, że ja też wielokrotnie stawiałam plany mojego partnera na pierwszym miejscu. Gdybym przyszła dziś do Ciebie na warsztaty i spytała: co to znaczy żyć własnym życiem, to co usłyszałabym w odpowiedzi?„Zdjęcie z siebie gryzącego swetra oczekiwań innych ludzi jest zdrowe bez względu na temperaturę”- to tekst z mojego ostatniego mema, który jest teraz moim życiowym mottem. Chcę nauczyć się odróżniać potrzeby moich bliskich od moich własnych potrzeb i świadomie nimi zarządzać i o tym rozmawiać. Tylko my same możemy dowiedzieć się, czego chcemy i jak chcemy przeżyć życie, cały czas próbując. Próbować, próbować, próbować. Milion razy się przewrócić. Tysiąc razy się rozpłakać. Wielokrotnie czuć się jak idiotka. Zaakceptować negatywne emocje, bo one tak samo jak te pozytywne składają się na nasze życie. Tak samo jesteśmy sobą, gdy jesteśmy szczęśliwe, radosne, wypoczęte, zrelaksowane i tak samo jesteśmy sobą, gdy jesteśmy na dnie rozpaczy. Gdy histeryzujemy. Gdy jesteśmy niesprawiedliwe. Gdy jesteśmy wściekłe. Gdy krzywdzimy ludzi. To jesteśmy my. Po prostu. Nie dowiemy się, kim jesteśmy, jeśli skupimy się na spełnianiu oczekiwań innych. To, że twoja babcia mówi po 50 latach spełniania oczekiwań innych, że wreszcie chce być sobą i żyć własnym życiem jest wspaniałe. Nigdy nie jest za późno na poznanie czym polega siła Polek? Czy zauważyłaś wspólny mianownik?Jesteśmy matkami, żonami, partnerkami, jesteśmy czynne zawodowo, zajmujemy się domem, opiekujemy się osobami starszymi. Borykamy się z tym od wielu lat, znosimy to, ciężko pracujemy i zaciskamy zęby. Im jest trudniej, tym silniejsze się stajemy. Przy tym wszystkim chcemy przeżywać chwile szczęścia, poczuć w paradoksalny sposób Matkę Polkę hartuje kierat patriarchatu? To wydaje się roku prowadzenia projektu ,,Jestem silna, bo’’ zrozumiałam, że powinien on nazywać się ,,Jestem silna, pomimo że…’’ Niestety jest trochę tak, jak mówisz. Rozwiązania systemowe w połączeniu z nawykami tradycyjnego, konserwatywnego społeczeństwa nie sprzyjają kobietom. Dlatego tylko my same możemy zadbać o siebie, część swojej siły przekierowując na walkę o nasze prawa. Koniecznie razem z innymi kobietami, bo tylko razem możemy coś silna, bo…?Robię, to co zatem drogowskazem jest miłość? Czy kobiety nie opiekują się swoimi mężami, dziećmi, rodzicami, też dlatego że ich kochają? Wystarczy tę samą miłość ukierunkować na to bardzo uczciwe, żeby kochać siebie tak samo jak innych. Naturalne wydaje mi się to, że osoby, które kochamy i które kochają nas, chcą, żebyśmy były szczęśliwe, spełnione, równoprawne i ofertyMateriały promocyjne partnera